Co pana inspirowało w fotografii?
Moja fotografia ewoluowała od czystego dokumentu do czystej kreacji graficznej, ponieważ interesowałem się ogólnie sztuką, szczególnie grafiką użytkową, plakatem. Próbowałem zresztą popełnić parę rzeczy w tej materii. Zawsze mnie fascynowali wielcy graficy, wśród poskich – np. Roman Cieślewicz, na światowym rynku twórców plakatu – Fokuda . To było niesamowite źródło inspiracji, nie wpływające oczywiście bezpośrednio na charakter mojej fotografii, za to znakomicie wspierające, otwierające nowe horyzonty, myślenie. W tej chwili mamy pod tym względem niesamowite możliwości, niedaleko jest Berlin, Paryż, Wiedeń – są to miejsca, gdzie właściwie non stop dzieją się rzeczy wybitne, wiszą wybitne wystawy. Czerpie się z ikonsfery, ludzi, przedmiotów, architektury. Architektura jest dziś nieprawdopodobnym źródłem inspiracji, fajnych doznań. Nabiera tempa i robi się w tej dziedzinie rzeczy wybitne.
Jak pana to inspiruje?
Czerpie się w pewnym sensie z geniuszu, który zaklęty jest w architekturze, ale tę
inspirację można czerpać i z bardzo małego przedmiotu, jakim jest wyciskacz do cytryny Philippe Starcka – przedmiot dwudziestocentymetrowej wysokości, za 50 złotych. Możemy go nabyć i mieć naprawdę kultowy, formę idealną. To są rzeczy dostępne ogólnie. Oczywiście… byłem w Muzeum Sztuki Współczesnej w Bilbao – to jest rzecz ogromna i ona daje też niesamowite podbicie, mogą się wyzwolić świetne myśli na skutek kontaktu z tym obiektem.
Jak wyjście do teatru.
Właśnie. Naturalnie mam też słabość do zbierania wybitnych wydań albumów fotograficznych – to daje świetną energię. Teraz zaczynam raczej skromnie, ale mam nadzieję, że będzie bardziej działalnością kolekcjonerską. – Szukać po świecie, śledzić i łowić – to też jakaś przygoda. Znaleźć rzecz unikalną, którą jeszcze można kupić za jakieś niewygórowane pieniądze. Ostatnia rzecz, którą zdobyłem, to album z 1959 r. Richarda Avedona „Observations” – rzadkość na rynku.
Daje się pogodzić humanizm i fotografię reklamową?
Fotografia na świecie i fotografia u nas w Polsce to są dwa tematy. Humanizm w fotografii naszej polskiej – ja nie podejmę tej dyskusji. Poza tym mam coraz gorsze zdanie o tym, coraz gorzej się czuję z fotografią reklamową. To jest może taki proces, który poznałem w końcowej fazie pracy w telewizji. Nazywam to stanem pary nasyconej – takie pojęcie istnieje w fizyce. W końcowej fazie pracy w telewizji czułem, że chodzę w miejscu i w tym miejscu należało rozwiązać umowę o pracę. W tej chwili nie mam z kim jej rozwiązać, chyba, że z samym sobą. Oczywiście w fotografii reklamowej nie jest tak źle, ponieważ jest kilka furtek, przez które można uciekać. Ale kontakt z klientami, którzy mają niewyszukane potrzeby, nie pozwalają na odważniejsze koncepcje, realizacje, na jakąś myśl, błysk… Czasem się coś udaje, natomiast przeciętna produkcja reklamowa to jest coś, z czym czuję się źle, nie ukrywam.
Czego brakuje?
Wielu elementów. Przede wszystkim nie ma płaszczyzny do rozmowy. Producenci chcą sprzedać produkt. Jest mało klientów, którzy chcą sprzedać produkt z pomocą transmisji ciekawej myśli. Ich interesuje transmisja: kup to. Niewiele więcej. Ich interesuje przełożenie działania medium reklamowego na zysk.
O światowej fotografii reklamowej mógłby pan dyskutować?
Oczywiście, ponieważ inna jest świadomość koncernów, które mają szansę zaryzykować. One są tak okrzepłe finansowo, że ryzykują nawet często. Przywołajmy chociaż przykład Bennetona, pomijając już, czy on stracił na tych bulwersujących reklamach Oliviero Toscaniego, czy to była prowokacja, czy nie, czy to była prowokacja, która się opłaciła w relacji wielu lat. Myślę, że do klęski nie doprowadziły te reklamy, za to były chyba najbardziej znaczące dla robienia medialnego szumu wokół dziecka reklamy.
Jak się pracuje z taką modelką, jaką pan często wybiera – nagą tancerką? Kontakt humanisty z posągiem greckim?
Trudne pytanie, ponieważ te moje prywatne rzeczy, powstające na potrzeby wystaw czy prezentacji autorskich, czy do własnej kolekcji, portfolio – te prace są wolne od jakichkolwiek zależności i powstają w różny sposób. Są albo wykoncypowane, narysowane precyzyjnie i realizowane według planu, albo też zupełnie spontanicznie wywołuję pewien element sesji, a zwykle angażuję do zdjęć osoby, które mają świadomość ciała – to są gimnastyczki, tancerki, dowolnie reżyserujące swój ruch, więc często na sesji wychodzą rzeczy, wynikające z personalnych możliwości, charakteru.
Powstają rzeczy nieoczekiwane, fajne zdjęcia w sytuacjach zupełnie niekontrolowanych. Czy to ma związek z humanizmem? Staram się generalnie prowadzić te swoje zdjęcia drogą harmonii, estetyki, nie zamierzam bulwersować, ponieważ ciało kobiety jest wykorzystywane w bardzo skrajnych sytuacjach. Ja wybrałem drogę taką, która pokazuje urodę ciała, możliwości rozmowy ciałem, cieniem, formą. W gruncie rzeczy dużo moich prac ma cechy dekoracyjne. Dość często architekci wykorzystują moje prace w aranżacjach wnętrz. Muszą spełniać pewne uniwersum estetyczne, ludzie akceptują te prace we wnętrzach publicznych. Ostatnio pojawiają się klienci, którzy chcą je do wnętrz. Fotografia generalnie w architekturze wnętrz staje się coraz bardziej obecna. To jest dla mnie wyzwanie. W czasie, gdy drażni mnie w pewnym sensie udział w fotografii reklamowej, ponieważ tu znika ta prawdziwa energia, możliwości funkcjonowania fotografii w architekturze w ogóle, a w architekturze wnętrz szczególnie – to daje mi pewną szansę. I dość dużo wysiłku kieruję w tę stronę, również jakieś działania marketingowe.