Maciej Mańkowski

Kiedyś robił pan projekt „Fotografia – sztuka mitu”…

Realizowałem to w galerii Foto-Medium-Art na pocz. lat 80. we Wrocławiu. Tytuł wymyślił Jerzy Olek, prowadzący tę galerię. Wpadłem na taki pomysł, bo wtedy mało kto wiedział jeszcze o takich nazwiskach, jak Ive Bourden czy Helmut Newton, czy Sam Hasting, czy Ryszard Horovitz nawet. Zaprosiłem tych ludzi do wystawy pod tym hasłem. Generalnie była to wystawa fotografii reklamowej, ale na najbardziej wysublimowanym poziomie – i to się udało. Wiadomo, jak wyglądały początki lat 80. w kulturze i wydźwięk tej wystawy był nawet edukacyjny. Miałem tę przyjemność, że pokazałem Ryszarda Horovitza jako pierwszy w Polsce. Potem oczywiście tych pokazów było wiele, ale ta była pierwszą w ogóle po jego wyjeździe do Stanów.

Zrobił pan tę wystawę hobbystycznie?

To była chęć podzielenia się z ludźmi sprawami, które ja śledzę, a które nie miały w oficjalnym obiegu szans realizacji. Ponieważ siedziałem w tych tematach i zdobywałem kontakty, takim dziwnym sposobem doszło do realizacji tej wystawy. Zresztą później ta energia przydała się przy prowadzeniu Galerii [Macieja Mańkowskiego] w tygodniku Wprost czy jeszcze później w Głosie Wielkopolskim. Ta chęć, by dzielić się z ludźmi tym, co ja wiem, a inni może nie wiedzą, została mi do dziś.

Pan mówił dużo o estetyce, również w kontekście dekoracyjności swych prac. Ale ta estetyka jest wyrazem humanizmu w pańskich fotografiach. Pana sztuka jest głęboko humanistyczna, pan przechodzi na drugą stronę aparatu. Do tego stopnia, że robi pan rzeczy, które są feministyczne. Ta naga kobieta, tancerka, jest zimna, nie jest obiektem seksualnym, mimo, że jest naga. Nie jest też takim obiektem, jak posąg w sztuce greckiej. Tworzy pan odrębną jakość: pan daje kobiecie straszną siłę i swobodę, możliwość panowania nad sytuacją – nawet w obrazie.

No, to jest fajna recenzja. Mnie, gdy robię zdjęcia, montuję, inicjuję na planie, nie towarzyszy myśl, że robię fotografię humanistyczną. To jest jakaś klisza, która nas pilnuje, powoduje, że nie przekraczamy pewnych programów.

To o co panu chodzi w fotografii?

To jest najgorsze pytanie. Nazywanie tego jest bardzo kłopotliwe.

Powiedziałby pan, kiedy był czy jest dobry czas dla fotografii?

Myślę, że dla fotografii czas jest teraz najlepszy. Tzn. dla pokoleń, które wstępują dopiero na drogę fotografii istnieje pewne niebezpieczeństwo. Młodzi ludzie są zagubieni w milionach możliwości tworzenia obrazu, możliwościach technicznych przetwarzania obrazu. To nagle na nich spada i wielu sobie nie radzi. Natomiast jest znakomita platforma do pracy ludzi zdolnych, dla mnie otwiera ciągle nowe drzwi, te możliwości, które dziś istnieją są wymarzone, nawet w pracy komercyjnej. Jeśli potrzebuję najlepszy aparat na świecie, to ja po prostu dzwonie, przyjeżdża ekipa, ja fotografuję, otrzymuję dysk z obrazem i do widzenia. To jest coś, co 20, 30 lat temu było marzeniem niedoścignionym.

Powie pan dokładniej, jakiego rodzaju fotografie robił pan trzydzieści parę lat temu? Nie powiedział pan tego.

Ja właściwie nie wiem… To jest tak, że dopiero teraz, kiedy porządkuję pewne rzeczy, to sprawiają wrażenie spójności. Przygotowuję album, który nie wiem, czy się ukaże, ale może, przygotowuję portfolia, takie o charakterze komercyjnym, które mają jakąś linię, część fotografii usuwam gdzieś w cień, zostawiam tylko te rzeczy, które budują tę linię. Do tego potrzeba refleksji, spokoju, trzeba przystanąć. A do tego potrzeba czasu. Jeśli ja chcę się zajmować komercją i chcę kolekcjonować fotografię, chcę kolekcjonować wybitne dzieła edytorskie, dotyczące fotografii, chcę jeszcze jeździć po świecie, to trudno to wszystko pokleić. A najważniejszy jest ten czas na fotografię, na przygotowywanie pewnych podsumowań, wyborów, kwalifikacji do jakichś zestawów, do przygotowywania wystaw – i to jest najistotniejszy moment. Fotografia reklamowa to jest aspekt życiowy. Trudno powiedzieć, żebym się realizował w niej – wykorzystuję moje możliwości warsztatowe i umiejętności pracy z ludźmi.

Co pan najchętniej fotografuje?

Generalnie obiektem, który chętnie fotografuję, jest człowiek. I chciałbym coraz więcej fotografować ludzi. To raczej marzenie, ponieważ fotografowanie ludzi w kontekście komercyjnym, w naszej lokalnej sytuacji, jest trudne. Ja nawet uruchamiam zlecenia własne – to jest najfajniejsze, bo nie mam nad głową klienta. Teraz powolnymi krokami zmierzam do tego, żeby fotografować ikony wizualne Poznania. Ale według całkowicie mojego klucza.

To na koniec jeszcze raz: co pan fotografował na początku?

Na początku fotografowałem właśnie ludzi. Prowadziłem badania, robiłem z czasem różne rzeczy. Odrzucałem to, w czym się nie sprawdzam. Został człowiek i martwa natura.

Rozmawiała Monika Piotrowska