Bernd Stiegler „Obrazy fotografii. Album metafor fotograficznych”

Od ponad roku wychodzi nagle zaskakująco dużo teoretycznych książek z teorii fotografii. To dobrze, bo fotografię zaczęto traktować poważnie. To źle, bo gdyby to wszystko czytać, nie starczyło by czasu na doświadczanie fotografii. Maria Krześlak porównuje dwa teksty i nad erudycję przedkłada skrótowo wyłożoną parabolę o fotografii jako ludzkiej pamięci. /MP/

Bernd Stiegler „Obrazy fotografii. Album metafor fotograficznych”, Universitas, Kraków 2009, tłum. Joanna Czudec

Ta książka pokazuje czytelnikowi, jak różne oblicza ma fotografia. Obowiązuje zasada fragmentaryczności („fragment” jest tu słowem kluczowym). Teksty można czytać po kolei lub wyrywkowo. Mogą stworzyć linearnie historię lub prezentować wybrane zagadnienia „punktowo”. Rzeczywiście „ALBUM metafor”.
Kolejne rozdziały – fragmenty, z których każdy opatrzony jest jedną fotografią,  (niestety kiepsko zreprodukowaną), odsłaniają kolejne sposoby postrzegania świata i tworzą układankę, którą porządkować można w dowolnej kolejności. Fascynująca jest swoboda i pomysłowość, z jaką fotografowie wykorzystują zdobycze humanistyki, fizyki czy optyki do reinterpretowania świata. Taki na przykład świat widziany jako biblioteka obrazów… – nie będziemy wychodzić z domów, tylko oglądać zdjęcia z miejsc, do których chcieliśmy się wybrać (rozdz.: „Biblioteka”). Albo świat mitu o Marsjaszu i Apollo, bogu muzyki i światła, zreinterpretowany „fotograficznie” – Stiegler przywołuje Olivera Wendell´a Holmes´a, który uznał fotografa za Apolla odzierającego Marsjasza nie ze skóry, a ze „skóry”, jaką ma być obraz rysowany światłem, czyli zdjęcie.
Nie brak cytatów w tej książce. Nie brak wyimków oczywiście z „O fotografii” Susan Sontag i ze „Światła obrazu” Rolanda Barthesa. Do głosu dochodzą również Bresson, Talbot, Holmes, Hippolyte Taine, Gustave Flaubert. Siegler wręcz buduje niektóre teksty z cytatów. Zdarza się, że nic ciekawego z tego nie wynika. Każdy cytat odsyła do właściwej publikacji, każde nazwisko jest znaczące, a autor zachęca do zgłębienia poszczególnych tematów także tym, że kończy opis metafory krótką bibliografią. Ale to przecież nie musi wpływać na siłę wywodu samego Stieglera, który potrafi np. tak pojemną metaforę śmierci potraktować zupełnie zdawkowo.
W zasadzie to, co najoryginalniejsze w tej publikacji, to jej konstrukcja. Reszta – za bardzo erudycyjna i encyklopedyczna.

Douwe Draaisma „Machina metafor. Historia pamięci.”, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2009, przełożył Robert Pucek

Warto tu przywołać porównawczo „Machinę metafor” holenderskiego badacza Douwe Draaisma. W tej książce fotografii poświęcony jest tylko jeden rozdział: „Zwierciadło”, ale za to w formie przejrzystego wywodu o historii fotografii, w której Draaisma odnajduje coraz to nowe symbole i odniesienia. „Dla starożytnych umysł był naturalnym światłem, lumen naturale, klarowna myśl sprawia, że zapala się światło” – pisze. Wychodząc właśnie od światła i pryzmatów, przez lupy, różne inne szkiełka, camerę obscurę, dochodzi do fotografii barwnej. Tworzy niezwykle interesującą pętlę, postrzegając na początku fotografię jako pamięć, a później odwracając perspektywę: to ludzka pamięć jest światłoczuła i rejestruje obrazy uchwycone przez oko. I tak, jak fotografia jest subiektywna, wybiórcza, a z czasem blednie, zamazuje się.
To stanowczo łatwiej spamiętać niż Stieglerowską encyklopedię cytatów.

Maria Krześlak