Jarosław Stanisławski

Tego się nie spodziewam, tylko interesuje mnie, co się robiło.

Robiło się wszystko.

A akty były?

Były. No, może troszeczkę później – znaczy w naszym poznańskim środowisku, bo u nas pierwsze akty robił Maksymilian Myszkowski. Gdzieś tu znaleźlibyśmy je, w miesięczniku „Świat fotografii”, które [wtedy] wychodziło [od sierpnia 1946]. Trzeba powiedzieć, że poznański ośrodek był jednym z silniejszych zawsze. M.in. pierwszym, który po wojnie w ogóle zaczął wydawać właśnie „Świat fotografii”. Nie chwaląc się, jestem właścicielem wszystkich roczników. W 1952 r. jedno moje zdjęcie też się [na tych łamach] znalazło.

Kto wydawał „Świat fotografii”?

Na początku Stowarzyszenie Miłośników Fotografii. Sprawdźmy. To jest 46 rok. Bo potem było Polskie Towarzystwo Fotografii [założone 8.07.1947; 1.12.1948 zlikwidowano SMF a jego członkowie weszli do utworzonego wówczas oddziału poznańskiego PTF – oryginalna nazwa: Polskie Towarzystwo Fotograficzne Oddział w Poznaniu], a potem Poznańskie Towarzystwo Fotografii.

Tu widzę tekst Zbigniewa Wyszomirskiego – to był mąż Wyszomirskiej?

Tak. On pisał, zdjęcia też robił.

„Świat fotografii” był czasopismem ogólnopolskim?

Był dostępny w całej Polsce… [gdy wydawcą stało się Polskie Towarzystwo Fotograficzne – od 7.12.1947]. A tutaj, na tej stronie, to Maksymowicz fotografował, pierwszy kierownik delegatury poznańskiego PZF. Bo zanim powstał Związek Polskich Artystów Fotografików, to był Polski Związek Fotografików [założony 16.12.1947 w Warszawie]. Ale ponieważ był Polski Związek Filatelistów i też był PZF, to się wszystko myliło. Co prawda fotografia była „trochę” większa od znaczków pocztowych, ale postanowiono zmienić [nazwę]. A ponieważ ukonstytuowała się już nazwa Związku Polskich Artystów Plastyków, a to [fotograficzny PZF] był też związek twórczy, w ministerstwie i w ogóle uchodził za taki, więc przybrał miano Związku Polskich Artystów Fotografików [28.06.1952]. /Oglądając „Świat fotografii”/ A tu za chwilę właśnie akt będzie, Maksymiliana Myszkowskiego. Potem, w latach 70., to już było normalne, nawet, nie chwaląc się, ja też robiłem akty i też mam. Ale nie pokażę, bo tak, jak od 10 lat się zabieram za uporządkowanie i jeszcze Janusz mnie męczył o zrobienie retrospektywy, gdy w Zamku…

…Pałacu Kultury…

…działał, tak jeszcze tego nie zrobiłem. Bo taki melanż, jaki tu przyniosłem pani do pokazania, to tam [na górze domu] jest dziesięć, piętnaście razy większy, trzeba by to posegregować, uporządkować, żeby pokazać jakiś swój obraz. Ale bałaganiarzowi, jakim jestem, trudno to jakoś pogodzić.

Wracając do tematyki, bo właśnie widzę tekst Bułhaka – on używa określenia fotografii ojczystej…

To chyba tak było, ale potem przychodził socrealizm – to była praca, wystawy, pokazujące tylko pracę, jak młotem walił albo kielnią. Takie zdobywały nagrody.

Takie zdjęcia też pan robił?

Tak (dusi śmiech).

Ma pan je?

Mam (ze śmiechem). Może nie aż takie…

Gdzie je pan robił?

W różnych miejscach, m.in. robiłem górników w Koninie, to powiedzieli, że wybrałem takich, co to powinni się udać do stomatologa… Taki ma uśmiech (śmiech)… Tylko ma perełki, ten czar… To też „chodziło” mocno po wystawach. I jeszcze w takich kapeluszach [ci górnicy byli], bo ci konińscy, to nie w kaskach, tylko w kapeluszach [pracowali], żeby im się na krzyż nie lała woda. Z szychty wyjechali, a ja tam na nich czyhałem i coś śmiesznego powiedziałem, to się uśmiechnęli…W Koninie się znalazłem z racji zawodu, bo ja z fotografii całe życie żyłem. Fotografia zawsze mnie interesowała, innego zawodu nie uprawiałem, aczkolwiek wykształciłem się w zupełnie innym kierunku.

Kim pan był z wykształcenia?

Finansistą. To mi na tyle pomogło, że umiałem to zagospodarować, żeby sobie pracownię dobrą zbudować. Bo, nie chwaląc się, miałem, dzisiaj już nie mam, ale miałem chyba jedną z najlepszych pracowni – lokalowo. Bo to, że się tu sprowadziłem, to nie to, że mi odbiło, że chciałem mieć dom. Nie, chciałem tylko mieć pracownię. A żyliśmy w czasach, kiedy na głowę było góra dziesięć metrów kwadratowych, jak rodzice mieli 60 m kw., to im to zabrali. Członkowi ZPAF przysługiwała izba. Żeby to oszukać, to się robiło tak, że np. byłem zapisany w spółdzielni, [dostałem mieszkanie], były 3 pokoje – to rozwaliłem ścianę, żeby zrobić 2 izby. Bo jeden pokój mi się należał, żebym mieszkał z żoną, a drugi – jako pracownia.